wtorek, 25 października 2016

"PRACOWNIA DOBRYCH MYŚLI" - literacki psychotrop od Magdaleny Witkiewicz.



Regularnie zakochiwanie się jest bardzo kobiece. Występuje średnio co parę dni i przejawia się szybszym biciem serca i falowymi uderzeniami radości. Obiekty westchnień nie zawsze mają dwie nogi. Czasem są samymi butami, raczej bez odnóży. Czasem mają ciało utkane z koronki i kuszą rozłożone lubieżnie na wystawie. Ja dziś tych wszystkich przedstawicieli babskiego pożądania przykrywam grubym, ciepłym i cholernie miłym kocem (w którym to zakochać się trzeba). Płachtą uszczęśliwiającego materiału utkanego z losów dobrych ludzi, starających się wypruć każdą złą chwilę z życia. I nie czuję się normalna, kiedy wchodzę do ich świata otulona tym kocem. Bardziej obłąkana, albo upita rozweselającą nalewką, którą pić należy. Dla zdrowotności. I mam ochotę zaszyć się w kamienicy gdzie starsza pani zastanawia się w której części ciała dmuchana lalka ma ustnik. W budynku gdzie mieści się "Pracownia dobrych myśli", bo to miejsce w którym rozdają za darmo tyle ciepła i szczęścia, ile trudno jest zmagazynować łącząc wszystkie mniejsze i większe miłostki. Na ulicy Przytulnej czuję się od wejścia upojona szczęściem. Może to dlatego, że się zakochałam. Od pierwszej strony. Od pierwszej kropki Magdaleny Witkiewicz.

Wiekowa kamienica, która niejedno widziała zwyczajna nie jest, chociaż monitoring ma zupełnie pospolity (na pierwszy rzut oka w okno na trzecim piętrze). Może to dlatego, że w pozostałych nie mieści się pracownia w której szyje się szczęście łącząc ludzkie losy. A nawet jeśli, to wątpię by w nich zobaczyć można było trumny albo elementy szamba, wszak teoretycznie trudno o śmierci i kanalizacji myśleć dobrze.
Mieszkają w niej barwne ptaki w ludzkich ciałach (mniej lub bardziej pomarszczonych). Los powyrywał im parę piórek, a oni mimo to szybują w górze i wywołują uśmiech, nawet jeśli zdarzy im się stracić w locie równowagę. Każdy ma swoją historię. Raczej smutną, ale upijają się nimi na wesoło i cerują swoje życie uśmiechem, nawet jeśli lat mają 80 i trochę dłużej nawlekają igłę.



Chyba tylko na ulicy Przytulnej ludzie potrafią tak cieszyć się życiem. Poza nią funkcjonowanie wydaje się bardziej smutne i szare. Jedni, więc sięgają po prozac, inni po marihuanę i haszysz. Rozweselające używki jednak wypadają blado przy okolicy w której czeka na każdego "Pracownia dobrych myśli". Wejście do niej nie niesie żadnych skutków ubocznych. Dotlenia, odświeża i zapisuje się w pamięci jako cudowna wizyta, którą powtórzyć się chce bardzo szybko. A przy samym wejściu dostaje się koc. Gruby, puszysty i pachnący miłością. Taki, który otuli nawet wtedy, gdy w życiu wieje chłodem, troską i cierpieniem.

Ta powieść mogłaby spokojnie dumnie stać na półce nie księgarni, ale apteki. Pod nią wisiałaby zapewne tabliczka z napisem "psychotropy". Trzeba tylko udać się do odpowiedniego terapeuty. Z czystym sumieniem polecić mogę (cudowną!) Magdalenę Witkiewicz. Przyjdzie, okryje kocem szczęścia, włoży do ręki chusteczki i powie: "Niech ta powieść Cię otuli. Czytaj i śmiej się. To Ci na wszystko pomoże. Ja wiem, bo gazety czytam i telewizję oglądam. Nawet po 22:00".
Tym bardziej, że ona... nie ma w sobie glutenu.

Madziu za każdą stronę z osobna publicznie Ci dziękuję! Żałuję tylko, że było ich tak mało. Musisz spisać ich więcej. Dla zdrowotności! Sama rozumiesz.




Więcej o powieści "PRACOWNIA DOBRYCH MYŚLI" - tutaj.
Kupić ją można m.in - tutaj. (ale sam fakt, że zakupić ją należy nie ulega wątpliwości).

A podziękowania za nią powinno się kierować do Magdaleny Witkiewicz i do Wydawnictwa Filia.
Osobiście uważam, że powinno się jeszcze pogratulować dwóm panom. Pawłowi, który wynalazł idealną okładkę i Alkowi za to, że wpuścił czytelnika w niezły kanał.

Podróż do Pracowni to był zaszczyt i niesamowita przyjemność.
Było mi w niej cudownie.

1 komentarz:

  1. Szczęściara! :) Widzę że mamy bardzo podobny gust czytelniczy. Chętnie przeczytam jeśli gdzieś ją dorwę. :)

    OdpowiedzUsuń